Poniższe
opowiadanie ,,Księżycowy sen’’ powstało w czasie zajęć
świetlicowych. Nauczyciel zaproponował, aby dzieci stały się
twórcami fantastycznej opowieści. Zaintrygowani uczniowie klas I –
III wybrali w głosowaniu miejsce akcji. Najwięcej głosów zdobył
Księżyc. Następnie ustalono, kto będzie głównym bohaterem.
Wszystkim spodobała się podróż małego chłopczyka na Księżyc i
spotkanie z księżycowymi dziećmi. Część uczniów wyrażała
swoje twórcze pomysły za pomocą ustnych wypowiedzi, część –
za pomocą rysunku. Wychowawczyni zebrała poszczególne pomysły w
chronologiczną całość. W ten sposób powstało opowiadanie
,,Księżycowy sen’’.
Księżycowy
sen
Mały
Józio zamknął senne oczka. Leżał w swym miękkim, wygodnym
łóżeczku. Mama na chwilę wyszła do kuchni, aby przygotować
tacie kolację. Tata Józia miał bowiem lada chwila wrócić z
pracy.
Chłopiec
cierpliwie czekał na mamę, która obiecała mu dokończenie
czytania niezwykle ciekawej opowieści. A że cichutko było w całym
domu, wszechwładny sen zapanował nad małym Józiem.
Nie
był to jednak taki sobie zwyczajny sen. Ten, który ogarnął Józia,
zabrał go w niezwykłą podróż. Wsadził chłopca do ogromnego
poduszkowca i zawiózł na księżyc.
W
czasie lotu nasz podróżnik obserwował przez duże okna kabiny
niebo. Ach co to był za piękny widok! Migoczące gwiazdy z
ciekawością spoglądały na małego chłopca. Niektóre uśmiechały
się do niego i machały na powitanie jasnożółtymi promykami. Inne
życzliwie oświetlały drogę wiodącą na widniejący w oddali
srebrny glob.
Józio
był zachwycony. Rozglądał się w prawo, w lewo, spoglądał w
górę, w dół, wyciągał w stronę gwiazd swoje małe rączki,
jakby chciał chwycić w nie może gwiazdę, a może zebrać jak
najwięcej gwiezdnego pyłu rozrzuconego po całym niebie. Myślał,
że gdyby mu się udało przywieźć na Ziemię choćby jedną
gwiazdkę, mama nie mogłaby już powiedzieć ,,a może gwiazdkę z
nieba chcesz?’’ Było to jej powiedzenie, kiedy robili razem
zakupy i Józio po prostu chciał zapominał, że towary trzeba
kupować i nie można mieć wszystkiego, co się zapragnie.
Ale
wróćmy do Józiowego snu. Wreszcie miękkie lądowanie na żółtym
rogalu Księżyca. Och jak cudnie! Jaki wspaniały widok rozpościerał
się przed chłopcem. Ze zdumienia nie mógł przez dłuższą chwilę
ruszyć się z miejsca. Stanął w otwartych drzwiach poduszkowca i
patrzył, i patrzył, i dziwił się, że z Ziemi ten Księżyc
wygląda zupełnie inaczej.
Czy
możecie sobie wyobrazić księżycowe , żółte domki, a wokół
nich księżycowe drzewa i księżycowe kwiatki. Na Józia czekali
księżycowi mieszkańcy księżycowej, niedużej wioski. Zaraz
podbiegły do przybysza z Ziemi księżycowe dzieciaki. Wszystkie
uśmiechnięte i wcale niezdziwione obecnością człowieka.
-
Witaj Ziemianinie na Księżycu! – zawołał najśmielszy
księżycowy chłopiec. – Jestem Robo, a to Kobo, Mima, Sima, Dizo,
Frizo i Zema. Reszta naszej Paczki jest jeszcze w szkole albo w
przedszkolu.
-
A ty jak się zwiesz? – zapytała ośmielona Mima.
-
Jestem Józio, mam 5 lat i chodzę do przedszkola, na Ziemi
oczywiście.
-
Józio, dziwne imię – stwierdziła Sima.
-
Oj Sima, jemu nasze imiona też wydają się pewnie dziwne
–stwierdził rzeczowo Frizo, wzorowy uczeń drugiej klasy w
księżycowej szkole. - Tak to już jest, kiedy spotykają się różne
cywilizacje – wyjaśniał niestrudzenie swojej koleżance.
-
Słuchajcie! – przerwał koledze Kobo – lepiej pokażmy Józiowi
naszą wioskę.
-
Tak, tak, będzie super – krzyknęły zachwycone pomysłem
dziewczynki.
Józio
i nowi księżycowi znajomi popędzili w stronę wioski. Wszyscy byli
tak życzliwi. Rodzice Mima zaprosili wszystkich na pyszny księżycowy
deser, który przypominał w smaku ziemską owocową galaretkę z
bitą śmietaną, kolor był tylko jednolity, czyli żółty.
Potem
księżycowe dzieci pokazały Józiowi przedszkole, bo to go
bardziej interesowało niż szkoła. Radość chłopca nie miała
końca. Przedszkolne zabawki były wprost odlotowe: kręte, długie
zjeżdżalnie, wysokie ścianki wspinaczkowe, wiszące mostki,
baseny z kolorową, księżycową pianką, w której tak miękko
można się zanurzyć, …..
-
Ale frajda! – krzyczał zachwycony Józio – ale mi będą
zazdrościć chłopaki z mojego przedszkola!
Zabawa
trwała w najlepsze. Wtem chłopiec poczuł, ze ktoś natrętnie
głaszcze go po ramieniu. Była to ręka mamy budzącej synka do
przedszkola.
-
Nie chcę, nie chcę – wołał Józio w półśnie. Nie chciał
wcale się obudzić, przecież w księżycowym przedszkolu było tyle
wspaniałych zabawek… A tu ta ręka, która nie zaprzestawała
głaskania i do tego głos mamy docierający do chłopca przez sen.
-
Józio! Co z tobą! – głośno i ze zniecierpliwieniem zawołała
mama. Wreszcie Józio otworzył oczy. Zobaczył nad sobą
pochylającą się mamę, która próbowała całkowicie rozbudzić
syna. Zachęcała go do wstawania:
-
Józio, dziś w przedszkolu macie teatrzyk. Zapomniałeś?
-
Mamo, przerwałaś mi księżycowy sen – marudził chłopczyk – a
taki był ciekawy.
-
Och, na pewno jeszcze ci się przyśni, może dziś w nocy. A teraz
jest ranek, trzeba wstać i się szykować, bo ominie cię na pewno
wspaniałe przedstawienie - tłumaczyła coraz bardziej niecierpliwa
mama.
-
Dobrze, już dobrze – Józio powoli skierował małe kroczki do
łazienki. – Żegnaj księżycowy śnie – powiedział cicho
chłopczyk. – Może przyjdziesz do mnie i znów polecimy do moich
nowych przyjaciół.
Maria Otręba
https://pl.pngtree.com |